By³em na Umbercie Eku

Podczas bytnoœci Umberto Eco w Polsce mia³em szczêœcie dostaæ siê na a¿ dwa spotkania z tym wybitnym cyfratem, czy jak tam siê poprawnie powinno rzec.

Œpieszê podzieliæ siê z Czytelnikami moimi doznaniami.

Wejœcie

Uda³o siê tym razem! Przypadkowo bêd¹c w œrodê w Instytucie W³oskim zobaczy³em wydrukowan¹ informacjê o przyjeŸdzie goœcia.

Kompetentna osoba z pe³n¹ aprobat¹ dyrektora kategorycznie i rezolutnie odmówi³a udzielenia jakichkolwiek bli¿szych informacji, t³umacz¹c siê zamkniêtoœci¹ biblioteki. Potem okaza³o siê, ¿e rozklad wszystkich ekowskich imprez by³y ujête w wydrukowanym i wy³o¿onym programie instytutu i wystarcza³o po prostu o tym powiedzieæ, ale có¿; nie wymagajmy zbyt wiele od urzêdników.

W czwartek rano poszed³em prosto do PIWu. PIWowska osoba kompetentna okaza³a siê kompetentniejsza; zapyta³a tylko, czy jestem dziennikarzem, czy studentem, a kiedy przedstawi³em siê jako literat, którym wszak jestem, da³a mi zaproszenie na spotkanie

w Maksymie, informuj¹c jednoczeœnie, ¿e drugie spotkanie jest w Penclubie, oraz, ile wczeœniej trzeba przyjœæ, ¿eby siê tam dostaæ.

Bramka

Nie zauwa¿y³em, a¿eby przemoc na bramce zasz³a tak daleko, jak wtedy, gdy w Maksymie goœci³ Dalaj Lama.

Oczywiœcie, t³ok przed wejœciem i przy wejœciu by³ setny.

W moich oczach si³¹ wypchniêto próbuj¹c¹ dostaæ siê do œrodka kobietê; prawdopodobnie chcia³a wejœæ z kimœ na jedno zaproszenie. Sk¹din¹d s³ysza³em, ¿e przed samym spotkaniem

uniewa¿niono podwójne zaproszenia, czyni¹c z nich pojedyncze jak by³o naprawdê, nie dochodzi³em. Zreszt¹, czy kobieta jest czymœ lepszym, ni¿ mê¿czyzna?

Kiedy z moim nieszczêsnym zaproszeniem dopcha³em siê do progu, goryl z³apa³ mnie i wci¹gn¹³ do œrodka. Za plecami zastawi³em pe³ne wyrzutu spojrzenie kole¿anki, która

zosta³a po tamtej stronie drzwi. By³em wewn¹trz. ¯ycie by³o piêkne.

I, dodajmy, tak, jak zwykle w Maksymie, po dwudziestu minutach otwarto drzwi na

oœcie¿ (tak, ta wentylacja Maksymka... S³ynna na ca³y kraj) i wejœæ móg³, kto chcia³. Nie tak, jak to by³o w wypadku xiêcia Filipa, gdzie sekretna lista lustrowana by³a x razy (podobno w

ramach tej samej akcji z ca³ej Warszawy usuniêto wszystkie krowieñce; ale mo¿e to kaczka dziennikarska).

Dziêki temu na spotkaniach by³a ¿ywo obecna warstwa spo³eczna, która dla mnie jest skrzy¿owaniem chudego literata z czasów polskiego 0œwiecenia z paryskim kloszardem. Jest to grupa osób, w wiêkszoœci rencistów, ale bynajmniej nie tylko, które s¹ bywalcami wszelkich prelekcji, pokazów, wernisa¿y, spe³niaj¹cych jeden warunek: wolny wstêp. Muszê powiedzieæ, ¿e zachowywali siê lepiej i nieraz inteligentniej, ni¿ paru, którzy weszli za zaproszeniami.

Pocz¹tek

Ju¿ od pocz¹tku rzuci³y mi siê w oczy trzy rzeczy: T£UMACZKA, T£UMACZKA i jeszcze raz T£UMACZKA. Moja kole¿anka, równie¿ na spotkaniu obecna, by³a przekonana, i¿ jest ona t³umaczk¹ wszystkich dzie³ luminarza. Prawda by³a inna; by³a to zwyk³a najemna t³umaczka, zakontraktowana przez PIW od lotniska do lotniska. Jednak¿e Jej pe³na samozaparcia autoprezentacja robi³a nieodparte wra¿enie na wszystkich. Nawet wszêdowœcibskim fotoreporterom Gazety Wyborczej nie uda³o siê zrobiæ takiego zdjêcia, na którym to Ona by³aby wciœniêta w k¹t, zaœ jej klient znajdowa³ siê w centrum, a nie odwrotnie. Mo¿e mia³ po prostu za niskie obcasy...

Poœwiêcenie swoje posunê³a do tego stopnia, ¿e nie bacz¹c na ca³kowity brak niezbêdnego do tego celu sprzêtu t³umaczy³a symultanicznie, dziêki czemu g³os jej klienta nie by³

w ogóle s³yszany. Niestety, poœwiêcenie rzeczone zosta³o kompletnie niedocenione przez

widowniê, która wrêcz wymusi³a na Niej przejœcie na pracê konsekutywn¹, czyli mówienie na zmianê z klientem, chc¹c nie wiedzieæ czemu s³yszeæ jego g³os, o wiele zapewne sk¹din¹d mniej s³owiczy.

Ju¿ powa¿nie, opowiadano mi, ¿e t³umacz, który swego czasu nieco w tym stylu obs³ugiwa³ wizytê francuskiego literata HervÊ Bazin, mia³ mniej szczêœcia i po prostu nie usz³o mu na sucho; jego zachowanie potraktowano jako naruszenie dyscypliny pracy. Takie by³y to wtedy czasy.

Co do jakoœci t³umaczenia, to akurat za mn¹, w drugim rzêdzie siedzia³a grupa osób, g³oœno komentuj¹ca nieliczne zreszt¹ b³êdy t³umaczeniowe. Trudno mi powiedzieæ, kto to by³. Jednak¿e to w³aœnie pani t³umaczce zawdziêczamy chocia¿by cudown¹ przemianê bukinisty z bulwarów Sekwany (¿ywy zabytek i symbol Pary¿a- podobnie, jak kloszardzi i wie¿a Eiffla), u którego Eco kupi³ Ksi¹¿kê (czyli tê nieszczêsn¹ Sylwiê de Nervala), w zwyk³¹

ksiêgarniê.

Wolne pytania i momenty ludyczne.

Najskuteczniej bodaj¿e poprawi³a nastrój w sali Audimaxa starsza pani, która

w kilkuminutowym wyst¹pieniu da³a wyraz faktowi, ¿e Imiê ró¿y czyta³a ikskrotnie (cyfry nie zd¹¿y³em zanotowaæ, a nie chcê traciæ dziennikarskiej rzetelnoœci), oraz, ¿e Jej siê

podoba³a. Czerwona chustka na g³owie i tembr g³osu, przypominaj¹cy Irenê Kwiatkowsk¹, nie zmyli³y nikogo; nie by³ to bynajmniej Czerwony Kapturek, lecz bodaj¿e najs³ynniejszy

polski lekarz ginekolog, dr Michalina Wis³ocka, gwóŸdŸ programu ka¿dego telewizyjnego

spotkania z docentem Starowiczem.

Konkurencj¹ by³y mo¿e tylko utarczki prowadz¹cego spotkanie w Penclubie Pana, bodaj¿e prezesa, z kilkoma obecnymi na sali osobami, prawdopodobnie ekscz³onkami, ¿wawo ucinaj¹cego wypowiedzi wspomnianych i asertywnie zachêcaj¹cego ich do opuszczenia sali, ze skutkiem zreszt¹ g³ównie bumerangowym.

W Maksymie i Penclubie zadawano oczywiœcie wiele ró¿nych pytañ - ustnie, na kartkach, jak siê da³o. Ja sam z mo¿liwoœci tej skorzysta³em parokrotnie, o czym ni¿ej.

Niektóre pytania i niektóre odpowiedzi wywo³ywa³y wybuchy œmiechu. Najs³awniejsza by³a odpowiedŸ na pytanie, czemu Eco napisa³ Wahad³o Foucaulta. Mnie nie przekona³a. Po pierwsze, Pinokia nie napisano od niechcenia. Po drugie, wydaje mi siê, ¿e w pytaniu chodzi³o o to, dlaczego autor nie poprzesta³ na Imieniu Ró¿y; wielokrotnie nastêpne jego powieœci opatrywano komentarzami, ¿e z góry mo¿na tylko zejœæ. Wed³ug mnie, pytanie

zas³ugiwa³o na powa¿niejsze potraktowanie.

W ogóle Eco w Penclubie zachowywa³ siê bardzo nerwowo, zarówno podczas wyk³adu, jak i po, gdy zupe³nie wybili go z równowagi ³owcy autografów, przez których przebi³ siê, by schroniæ siê na piêterku.

Zapomnia³em jeszcze wspomnieæ, ¿e spotkanie w Penclubie mia³o swój pretekst formalno-merytoryczny, którym by³ nie pierwszej ju¿ œwie¿oœci esej Eco na temat nowych zjawisk, które niesie z sob¹ technika komputerowo-internetowa. Autor odczyta³ go do mikrofonu z tak emocjonaln¹ artykulacj¹ g³osu, jak gdyby robi³ to co najwy¿ej dziesi¹ty raz w ¿yciu.

Co do tematyki, to w czym rzecz, streszczê w kilku s³owach.

Czy widzieliœcie stary film Polañskiego pt Gorzkie gody? Jak zapewne pamiêtacie, bohaterem jest pisarz, który próbuje cokolwiek napisaæ, pos³uguj¹c siê komputerem

i programem Word Perfect. Ten ostatni nabawia go trwa³ej impotencji twórczej,

przechodz¹cej w depresjê, skutki której nie daj¹ na siebie d³ugo czekaæ.

To, ¿e jest to w³aœnie ten program, mo¿e natychmiast zauwa¿yæ ka¿da osoba, na komputerze siê wyznaj¹ca, podczas pomyœlanej jako nader spektakularna sceny, gdzie g³ówny bohater wypisuje na ekranie zdanie, by nastêpnie unicestwiæ je jednym (nieco d³u¿szym) naciœniêciem klawisza bakspace. W istocie te¿ mo¿liwoœci redagowania tekstów, jakie daje komputer w porównaniu z maszyn¹ do pisania, polegaj¹ce na zwyk³ym wymazywaniu wyrazów bez ¿adnego œladu i wpisywaniu ich tam, gdzie jeszcze przed chwil¹ nie by³o na nie miejsca, u wielu osób wywo³a³y poczucie nieograniczonej wrêcz swobody twórczej,

a u niektórych wrêcz fascynacji o ró¿nym stopniu dojrza³oœci.

Có¿ by³o obiektem fascynacji Eco? Z jednej strony obfitoœæ w du¿ej czêœci bezp³atnej (zdaje siê, ¿e we W³oszech nie wiedz¹, co to NASK) informacji, w³¹cznie z pe³nymi tekstami ksi¹¿ek, z drugiej strony mo¿liwoœci, jakie daje intreraktywnoœæ. Przy czym wybitny naukowiec nie potrafi¹c jakoœ odró¿niæ hipertekstu, czyli stosunkowo prymitywnej formy zhierarchizowanego zapisu tekstu, przypominaj¹cej inteligentny spis treœci, od interaktywnoœci, dostêpnej zasadniczo w grach komputerowych, nie kry³ swojej fascynacji mo¿liwoœci¹, dla przyk³adu, zmiany zakoñczenia (i nie tylko) w Wojnie i Pokoju czy innych pomnikach literatury piêknej.

Co do hipertekstu, to owszem, dziesiêæ lat temu w Ameryce pisywano w nim wiersze, ale ¿aden z tych wierszy, ani te¿ ich autorów, nie zapisa³ siê trwale w dziedzictwie œwiatowej

literatury. Nie wiem te¿, co by powiedzia³ s³awny semiotyk, gdyby ktoœ wyprodukowa³ grê komputerow¹ pt Imiê Ró¿y, gdzie mo¿naby by³o spaliæ Wilhelma z Baskerville na stosie - mo¿e nie wystarczy³oby jedno naciœniêcie guzika i trzebaby siê trochê namêczyæ kursorami, ale gra to gra. Po prostu istnieje ró¿nica pomiêdzy Wojn¹ i pokojem, a gr¹ komputerow¹; a jest ni¹ ró¿nica poziomu.

W¹tpliwoœciami swoim próbowa³em w formie skrótowej podzieliæ siê z autorem, korzystaj¹c z mo¿liwoœci zadawania pytañ.

Odpowiedzia³, ¿e nie rozumie, a prowadz¹cy spotkanie Pan dopowiedzia³, cytujê dos³ownie: to jeszcze siê namyœli.

Wówczas te¿ pomyœla³em sobie, ¿e dobrze by³oby, nie bêd¹c pewnym, czy najnowsza ksi¹¿ka Eco jest rzeczywiœcie œwietna wobec niespecjalnej na jej temat wymownoœci krytyki, œci¹gn¹æ j¹ sobie z Internetu. Zapyta³em wiêc autora, trochê przez przekorê, dlaczego jego ksi¹¿ki s¹ na Internecie nieobecne.

Odpowiedzia³ natychmiast, ¿e to nieprawda. Zarzuci³ mi, ¿e u¿ywam przestarza³ej przegl¹darki, dodaj¹c, ¿e jest obecny na nieomal stu wêz³ach internetowych.

Sprawdzi³em. Przeszuka³em cyberprzestrzeñ, u¿ywaj¹c w³aœnie tej przegl¹darki, któr¹ mi poleci³. Okaza³o siê, ¿e k³ama³. Ksi¹¿ek nie ma. S¹ same tytu³y, i parê recenzji. Z pewnych punktów widzenia mo¿e byæ to zrozumia³e, ale nieprzyjemnie, gdy wykszta³cony cz³owiek mija siê z prawd¹.

Koniec

Spotkanie, jak ka¿de, zakoñczy³o siê. GwóŸdŸ programu skierowa³ swe kroki do luksusowej toalety w podziemiach Maksymka, nastêpnie, dla zmylenia ci¹gn¹cego za nim krok w krok t³umu ³owców autografów przeszed³ przez salê jeszcze raz, by wreszcie ulec i zainstalowaæ siê w hallu, gdzie ju¿ ³askawie autografów udziela³.

Na stole prezydialnym w opustosza³ym audytorium pozosta³a tylko jego wizytówka; M³ody, wysoki, wytwornie ubrany W³och podszed³ od niechcenia do sto³u i zwêdzi³ j¹, dystyngowanym ruchem chowaj¹c do wewnêtrznej kieszeni eleganckiego p³aszcza.

=====

**

0czywiscie, Eco po wlosku znbaczy echo; sprawdzilem!